Jeden błąd, który popełniłam gdy zostałam mamą – rzutuje na całe moje macierzyństwo
Nikt z nas nie może spodziewać się co tak naprawdę niesie ze sobą rodzicielstwo, dopóki tym rodzicem nie zostanie. To znaczy spodziewać się można, ale zazwyczaj rzeczywistość bardzo szybko weryfikuje nasze wyobrażenia. Nie inaczej było w moim przypadku. Po porodzie nie przeżyłam baby bluesa, nie zdiagnozowano u mnie depresji poporodowej, ale bywały momenty tak trudne, że nie wytrzymywałam. I z dziećmi, i ze sobą. Ale nie jestem bez winy – po części sama sobie na to zapracowałam. Przez ten jeden błąd, który popełniłam, gdy zostałam mamą. I który wciąż ma wpływ na całe moje macierzyństwo.
Ach, jak dawno nie pisałam w ten sposób! O macierzyńskich emocjach, postrzeganiu świata, o życiu po prostu!
Dopiero teraz widzę, jak bardzo mi tego brakowało! Ale pewnie czekasz, żebym opowiedziała Ci o tym BŁĘDZIE, wielkim błędzie, przez który moje macierzyństwo (i pewnie wielu innych kobiet) jest trudniejsze niż mogłoby być.
Wyobraź sobie…
Wracasz z noworodkiem ze szpitala. To Twoje pierwsze dziecko i jesteś kompletnie zielona w temacie. Choćby wcześniej przez Twoje ręce przewinęło się dwadzieścioro noworodków – nigdy z żadnym nie będzie tak samo jak ze swoim. Ta więź, to poczucie odpowiedzialności i wszechogarniające Cię uczucia, zacząwszy od tych najwspanialszych na świecie, na tych najbardziej przerażających kończąc. Do tego zupełnie inne ciało, które dopiero co wydało na świat nowe życie, nowa, obca rola… To tutaj zaczyna się Twoja historia jako matki. I w głównej mierze od Ciebie zależy jak w tę rolę wejdziesz. Otóż ja zrobiłam to źle.
Na czym polegał mój błąd?
Na tym, że… oczekiwałam. A względem siebie po porodzie, a tym bardziej względem dziecka przynajmniej przez kilka pierwszych miesięcy życia nie powinnyśmy mieć ŻADNYCH OCZEKIWAŃ!
Ja czekałam i wypatrywałam tych momentów. Aż 'to minie’. Aż 'się skończy’. Aż 'będzie lepiej’. I sama sobie spieprzyłam najfajniejszą część z bycia młodą mamą. Nie czekałam z pokorą, co przyniesie nowy dzień. Nie przyjmowałam tego ze spokojem.
Byłam jedną z tych wiecznie niewyspanych, sfrustrowanych i wkurwionych na cały świat mamusiek, które powołując na świat nowego człowieka myślały, że wszystko będzie tak różowe i cukierkowe jak na instagramowym obrazku.
Macierzyństwo nie jest łatwe.
No nie jest . Ale nie powinno też być dla nikogo ciężarem. A niestety wiele kobiet, wśród nich ja, zamiast się cieszyć 'wolnym’ urlopem macierzyńskim, czerpać ile się da z każdego najnudniejszego nawet dnia ze swoim maluchem, doceniać ten wolniej płynący czas, zadręcza się, kultywuje mity na temat macierzyństwa, które sprawiają, że ich własne staje się okresem pełnym goryczy.
Dziewczyny! Nie popełniajcie mojego błędu!
Ja czekałam:
- aż moje dziecko wreszcie przestanie ulewać po każdym posiłku,
- skończy 3 miesiące, żeby wreszcie spało lepiej,
- aż skończy 6 miesięcy, żeby wreszcie spało lepiej,
- w końcu aż skończy rok, żeby wreszcie spało lepiej,
- aż będę mogła zacząć rozszerzać dietę, i tak dalej…
I choć nie ma nic złego w oczekiwaniu, robiłam to źle. Bo nie cieszyłam się w pełni z tego, co jest teraz. Nie przyjmowałam wszystkich plusów i minusów macierzyństwa od początku, wszystko chciałam ulepszać, poprawiać.
Zawsze stawiałam sobie wysoko poprzeczkę i o ile w szkole to była zaleta, tak w dorosłym życiu taka ciągła spina nikomu nie wychodzi na dobre, a już na pewno nie przy wychowywaniu dzieci!
Ciesz się tym co jest, odpuszczaj
Żałuję, że nie czerpałam więcej z pierwszych miesięcy życia mojego dziecka. Że nie cieszyłam się z chwili tak jak powinnam. Że oczekiwałam – nie wiadomo czego. Nie potrafiłam odpuścić.
Wciąż nie jestem w tym świetna, ale już przy drugim dziecku zauważyłam, że jest trochę łatwiej. Wciąż uczę się odpuszczać, wciąż staram się przyjmować dzień po dniu takim, jaki po prostu jest. Bo to normalne, że raz jest lepiej, a raz gorzej. Życie.
Coraz częściej przyłapuję się na tym, jak dobrze zaczyna być, gdy trochę odpuszczam. Pokornieję. I biję się w pierś, że nie doszłam do tego wcześniej!
Nie popełniaj mojego błędu! Bądź dla siebie łaskawa. A dla dziecka – po prostu bądź. Nie oczekuj. Nie pędź. Bądź tu i teraz!