Podsumowanie I trymestru ciąży
Pierwszy trymestr ciąży zakończony! Już jakiś czas temu, bo publikując ten post właśnie zaczynam 20 tydzień. Czas na podsumowanie. Kiedy zdecydowałam się ujawnić Wam nasz największy sekret byłam już po ponad miesięcznym odwyku od komputera i szeroko pojętych social media. Zgadnijcie, dlaczego?
Bo pierwszy trymestr drugiej ciąży wspominam TRA-GI-CZNIE!!! O ciąży dowiedziałam się na początku 5 tygodnia. Przez pierwsze dwa tygodnie, kiedy wiedziałam o swoim odmiennym stanie, fruwałam nad ziemią, czułam się świetnie i nic nie zapowiadało nadchodzącego załamania. Cieszyłam się, że klasyczne objawy nie uprzykrzają mi życia i nastawiłam się na to, że ta ciąża minie mi spokojnie, szybko i miło. O, głupia ja. Jak zwykle zaczęło się zabawnie.
A później było mi coraz mniej do śmiechu. Na początku nawet nie było tak źle, tylko jadłam, bo musiałam, a nie dlatego, że miałam na cokolwiek ochotę. Jak już przyszła mi chętka na coś na ząb, zazwyczaj był to sos serowy z paczki, hamburger (najlepiej taki najtańszy, z dworca PKP), kebab albo piwo. Od razu stwierdziłam, że na pewno będzie chłopak. Bo która mała księżniczka miałaby ochotę na takie żywieniowe bezeceństwa? Tutaj jeszcze nie możemy być pewni, czy urodzę typowego chłopa, czy babę o niewyszukanych gustach kulinarnych – o tym przeczytacie za około miesiąc 😉
Ale co tam jedzenie! Rano nie miałam siły zwlec się z łóżka. Chociaż w tym miałam małego pomagiera w postaci trochę ponad-dwuletniej Majki. Ale powiem Wam, że jedynie zwleczenie się z tego łóżka sprawiało, że w ogóle funkcjonowałam. Szczegół, że po odwiezieniu młodej do żłobka przyjmowałam pozycję półleżącą i w niej spędzałam większość dnia. Jedzenie? Albo coś super-fast, żeby nie paść z głodu (hamburger? mniam!), albo żarcie z dowozem. Też zdrowo, no nie? Ale przynajmniej coś jadłam. Byle do 16, bo później ktoś przewracał mi trzewia na drugą stronę i każda próba przemycenia czegokolwiek do otworu gębowego kończyła się odruchem wymiotnym.
Pisanie nowych postów? Praca przy komputerze? Ha, ha, ha! Niewygodnie tak, leżąc na sofie. A tak serio, nie miałam ani siły, ani ochoty, ani motywacji. Każdy dzień zaczynałam z myślą o tym, żeby jak najszybciej się skończył.
A najgorsze było chyba to, że przestałam spać w nocy! Noc uważałam za udaną, gdy przespałam choć 2 godziny. Każda minuta w nocy ciągnęła się niesamowicie i mimo koszmarnego zmęczenia nie byłam w stanie zasnąć. Jeszcze Majka w tym okresie zaliczyła 2 zapalenia oskrzeli i większość czasu siedziałam z nią w domu. Przyświecało mi motto 'Kill me, now’. Wszystkie te rzeczy sprawiły, że nie mogłam cieszyć się wyczekaną ciążą! Do tego hormony, i zamiast uśmiechniętej ciężarówki w lustrze widziałam rozgoryczoną, zmęczoną, wstrętną jędzę.
Wizyta u ginekologa… No pewnie, że nie dotrwałam do pierwszej wyznaczonej. Moje ciąże mają to do siebie, że nigdy nie są nudne, a jak nie są nudne, to znaczy, że coś się dzieje. Tak było i tym razem. Delikatne plamienie wprawiło mnie w popłoch i do lekarza jechałam na sygnale (i nie, nie przyszło mi do głowy spytać na fejsbuku, co powinnam zrobić w tej sytuacji). Na szczęście okazało się, że to nic, naprawdę nic, miły, mądry pan doktor zapisał mi luteinę 'na wszelki wypadek’ i odesłał do domu kategorycznie zakazując zamartwiania się.
Ale, że to nie takie proste, i tak się martwiłam przyjmując obronną pozycję, oczywiście na kanapie.
My tu śmiechy, chichy, ale naprawdę, pierwszy trymestr, a nawet początek drugiego, to był dla mnie najcięższy fizycznie czas w życiu. Opuściły mnie wszelkie siły, a wraz z nimi chęci i wena do robienia czegokolwiek. Przy życiu trzymała mnie córka i nadzieja, że wraz z nadejściem drugiego trymestru będzie lepiej, tylko lepiej.
A pierwszy dzień drugiego trymestru przywitał nas krwawieniem… Ale o tym przeczytacie w podsumowaniu drugiego trymestru.
Pomarudziłam i ponarzekałam trochę (o narzekaniu też wkrótce przeczytacie ode mnie kilka słów), już mi lepiej, i wiedzcie, że to tylko po to, żeby usłyszeć od choć jednej z Was 'Też tak miałam!’. W ciąży wyjątkowo potrzebujemy zrozumienia, a kto lepiej zrozumie ciężarówkę, jak nie inna ciężarówka! Jeśli mnie śledzicie, to wiecie, że z ciąży cieszę się najbardziej, jak tylko można, a ponarzekać tak już po ptakach, sobie lubię – kto ciężarnej zabroni? 😉
(function(i,s,o,g,r,a,m){i[’GoogleAnalyticsObject’]=r;i[r]=i[r]||function(){
(i[r].q=i[r].q||[]).push(arguments)},i[r].l=1*new Date();a=s.createElement(o),
m=s.getElementsByTagName(o)[0];a.async=1;a.src=g;m.parentNode.insertBefore(a,m)
})(window,document,’script’,’https://www.google-analytics.com/analytics.js’,’ga’);
ga(’create’, 'UA-92187595-1′, 'auto’);
ga(’send’, 'pageview’);