Najtrudniejsze w macierzyństwie. O sztuce odpuszczania
Każda inna matka przybije Ci piątkę gdy powiesz, że macierzyństwo to niełatwa sprawa. Lubimy sobie też to bycie mamą utrudniać, wymyślając co chwila nowe wyzwania dla siebie i naszych dzieci. Miałam (mam? walczę?) taki okres w swoim życiu, że za wszelką cenę chciałam być JAK NAJLEPSZA jednocześnie na kilkunastu przeróżnych obszarach. Jak to się skończyło? Zapraszam Cię na krótką historię o sztuce odpuszczania – tym, co według mnie jest jednym z najtrudniejszych w macierzyństwie i w życiu w ogóle.
Gdy nie po drodze Ci z perfekcją
W podstawówce i gimnazjum zawsze byłam w gronie najlepszych uczniów w klasie. Chwalona przez rodziców, rodzinę, lubiana przez rówieśników, wyrosłam na pewną siebie i swoich zalet młodą kobietę. Na pierwszym roku studiów było wspaniale i… tak dla mnie 'nie pod górkę’, że postanowiłam utrudnić sobie życie i rozpocząć kolejne. W końcu wyzwanie to dla mnie pestka, nie? I to była pierwsza moja ściana, z którą się zderzyłam bardzo boleśnie. Nagle po humanistycznym liceum i językowym pierwszym roku studiów okazało się, że w kierunkach ścisłych jakoś nie nadążam i moje łapanie w lot… jakoś się ulotniło. Wtedy po raz pierwszy zwątpiłam, czy jestem w dobrym miejscu i pomyślałam 'Po co to sobie robisz?’.
Studia mimo wszystko były czasem totalnej beztroski, zabawy, mnóstwa przyjaźni, śmiechu i… niezbyt dalekiego wybiegania w przyszłość.
A przyszłość nadeszła szybciej niż mogłam się tego spodziewać. Wciąż nie dowierzam gdy pomyślę, że w tym roku kończę 33 lata, a pamiętam jak wczoraj imprezę z okazji moich 23 urodzin, kiedy to z przyjaciółkami zdobywałyśmy szczecińskie kluby 😉
Życie jak w… Szczecinie 😉
I znów zupełnie nagle okazało się, że to, że mimo tego, że na studiach radziłam sobie nieźle, ogarniałam sprawy mieszkaniowe i jakoś gospodarowałam stówką tygodniowo od rodziców, by starczało mi na wszystko, a potem dorabiałam sobie w szkołach językowych i w ogóle byłam królową życia, to w PRAWDZIWYM ŻYCIU już nie jest tak łatwo. A ciężko się przestawić z ciągłego bycia the best na bycie… średniawką. Własny kąt, ogarnianie wszystkiego, sprawy urzędowe (nienawidzę forever), sprzątanie, gotowanie, a zaraz ciąża, perspektywa tak ogromnej odpowiedzialności, to wszystko sprawiło, że… narzuciłam na siebie OGROMNĄ presję.
Chciałam być perfekcyjną panią domu, świetną kucharką, idealną i pomocną partnerką, mistrzem planowania, fitnesską z fatnesski w miesiąc, świetną blogerką, a jak się okazało, że mam być matką, to ooooo Panie, matką miałam być taką, że klękajcie narody, i codziennie wręczajcie dyplom i medal. Z ziemniaka. No, nie da się mieć wszystkiego. To jak z szamponem 8w1. Jak coś jest do wszystkiego to jest do… sama wiesz. Do niczego. W życiu też nie da się w 100% skupić na 50 sprawach jednocześnie.
Najtrudniejsze w macierzyństwie
Ile ja się natrudziłam. Nawymyślałam. Napociłam. Pewnie jak każda mama. Ale zastanówmy się razem, ile z tych naszych wypocin można by było bez problemu ODPUŚCIĆ i zająć się czymś ważniejszym albo po prostu przyjemniejszym, bez szkody dla dziecka i naszych ambicji? W moim przypadku… bardzo przykro mi, że tak jest, i boli mnie to jak nie wiem, ale… większość. ODPUSZCZANIE to sztuka, której absolutnie nie opanowałam, nie wiem, czy kiedykolwiek opanuję, ale chciałabym umieć machnąć ręką na to, na co rzeczywiście mogłabym machnąć.
Nikt nie mówił, że będzie łatwo
Nikt nie mówił, że będzie lekko, łatwo i przyjemnie. W sumie gdyby takie miałoby być macierzyństwo, nie inaugurowałby go poród, tak mówią 😉 I lekko nie jest. I karalne powinno być jeszcze dodatkowe utrudnianie sobie matczynego życia przez – no właśnie – kogo? SAMĄ SIEBIE! Bo to my same jesteśmy często swoimi sabotażystkami.
Sztuka odpuszczania
Chciałabym umieć określić w stu procentach co mogę odpuścić, a który obszar muszę przycisnąć. Chciałabym umieć nie być tak wymagającą wobec siebie. Chciałabym… być życiowo mądrzejsza. Skupić się na konkretach, gdzie moja natura fruwa i skacze z jednego kwiatkowego pomysłu na drugi. Chciałabym opanować choć w części tę niezwykle trudną sztukę odpuszczania.
To ja i moje córki. Moje największe skarby i największe życiowe osiągnięcia. Są dokładnie takie jak na tych zdjęciach.
Starsza – Maja – to rusałka. Delikatna, wrażliwa, styl boho jaki tu pokazuje pasuje do niej doskonale – zwiewne spódnice, muślinowe bluzeczki – to cała ona. Ubrania boho dla dzieci jakie teraz oglądasz to Bohemian Youngster – polska marka, dwie fantastyczne kobiety, które tworzą z pasji i umiłowania do mody, pragnące pokazać światu, jak wspaniale styl boho wygląda na dzieciakach. Dodatkowo taka spódnica posłuży dziecku na nawet kilka lat, modele długie później stają się 7/8, w tę kwiatową wejdę nawet ja, a biała spódnica może być założona jako sukienka i przewiązana paskiem. Ostatecznie ciuchy przejmie u nas młodsza siostra 😉
A skoro o niej mowa – Sara to całkowite przeciwieństwo Mai. Jest zadziorna, charakterna, mimo że nie skończyła nawet 3 lat. Strzela focha o wszystko, a za chwilę biega, krzyczy 'hiiiii-ja!’ jak superbohaterka i zanosi się perlistym śmiechem 🙂 I mimo że kocha sukienki i spódniczki – ja lubię podkreślić jej charakter ramoneską czy innymi zadziornymi dodatkami. Opaskę z uszkami (rogami?) wybrała sama 😉
Tak bardzo chciałabym pokazać im, co jest w życiu najważniejsze. Pokazać – nie powiedzieć! A żeby to zrobić sama muszę się tego nauczyć. Czy jest za późno? Na pewno nie. Człowiek uczy się przez całe życie. A ja – zdecydowanie odpuszczam bycie perfekcyjną. Z perfekcją mi nie po drodze. Chcę być normalna i szczęśliwa, a nie ciągle sfrustrowana poczuciem beznadziejności, które sama sobie funduję. Więc – zabieram się za tę sztukę odpuszczania. A Ty?
*Partnerem wpisu jest marka Bohemian Youngster.