Tak właśnie wygląda życie blogerki!
Już dawno chciałam uchylić rąbka tajemnicy i opowiedzieć o tym, jak wygląda życie blogerki, czym różni się od życia zwykłej kobiety i co w nim takiego, że warto o tym pisać. A warto, bo bywa zabawnie, zaraz zresztą się przekonasz 🙂
Czy bloger ma prawo do prywatności?
Prywata, prywata, wszędzie prywata. Gdzie blogerka spędziła sobotni wieczór? Zobaczysz na instagramie. Gdzie była na wakacjach? Przeczytasz z nich obszerną relację na blogu. Co dostała na urodziny? Też wszystkim pokaże, a co 😉 Jakieś wydarzenie, koncert, konferencja? Będzie relacja na żywo. Czy jest w tym coś złego? Każdy ma swoją opinię, każdy też wyznacza swoje granice pokazywania prywatności. Znam blogerów parentingowych, którzy nigdy nie pokazali twarzy swoich dzieci. Da się? Oczywiście! Trzeba tylko trzymać się tego, co się sobie postanowiło.
Blogowanie zmienia myślenie. Jeśli publikuje się na blogu swoje zdjęcia – aparat staje się trzecią ręką blogera. Albo inaczej, bloger ma już tylko jedną rękę, bo w drugiej trzyma aparat. To trochę ogranicza ruchy 😉 Kiedyś miałam tak, że na każdy spacer, każdy wyjazd brałam aparat i sokolim okiem wypatrywałam miejscówek, w których można by było zrobić fajne zdjęcia. Wyjazd bez zdjęć – był stracony. Na szczęście trochę się opamiętałam i już nie przywiązuję do tego tak wielkiej wagi, może dlatego, że publikuję znacznie rzadziej, staram się skupiać na jakości, a nie ilości. Mam nadzieję, że moi czytelnicy to zauważyli 🙂 A co do zmiany myślenia – nawet zrobienie głupiego zdjęcia nie jest już takie samo. Teraz widzisz nie dziecko, któremu masz zrobić zdjęcie, a śmietnik w tle i parę w ortalionowych kurtkach idącą w oddali. To taka trochę bzdura, ale pozwala doskonalić warsztat. Do wszystkiego trzeba się przyzwyczaić.
Blogowanie jak praca na etat
Zaczynając blogowanie nie zdawałam sobie sprawy ile czasu trzeba mu poświęcić, by robić to na serio. Blogowanie to spokojnie pół etatu. A i cały się uzbiera, a wtedy blog będzie hulał aż miło. Oczywiście spędzenie nad blogiem ośmiu godzin dziennie nie zagwarantuje oddanego grona fanów ani stałej, miesięcznej pensji, ale jeśli te godziny spędzimy umiejętnie, to na pewno będą one owocne i szybko przyniosą efekty.
Co tak naprawdę wchodzi w skład pojęcia 'blogowanie’?
- prowadzenie bloga, czyli stricte pisanie i publikowanie wpisów oraz ogarnianie strony technicznej bloga,
- prowadzenie fanpage, głównie na Facebooku, niektórzy publikują też na Google+, Twitterze, LinkedIn i innych!
- prowadzenie Instagrama,
- robienie zdjęć, ciągłe robienie zdjęć!
- promowanie wpisów w specjalnie do tego przeznaczonych grupach,
- odwiedzanie i komentowanie innych blogerów (nasza obecność musi być widoczna w blogosferze!),
- odpowiadanie na komentarze i wiadomości,
- prowadzenie korespondencji z firmami i agencjami,
- ciągłe doskonalenie swoich umiejętności i doszkalanie się w ciągle zmieniających realiach social media
Co z tymi idealnie czystymi wnętrzami u blogerów?
Kurczę, zdjęcia to naprawdę ważny element w blogowaniu i dobrze jest, gdy tekst na blogu opatrzony jest ładnymi, przyjemnymi w odbiorze zdjęciami, jeśli się da – własnymi, jeśli nie – z banków zdjęć. Kwestia zdjęć to mój ulubiony punkt i aspekt blogowania. Nie same wnętrza, nie same zdjęcia, nie robienie zdjęć we wnętrzach, a opowiadanie, jak to naprawdę wygląda 🙂 Przytoczę tu pewną anegdotkę. Ostatnio miałam przyjemność mieć sesję zdjęciową z dziewczynkami u nas w mieszkaniu. Przyszła fotografka, ja odpicowana, chałupa już trochę mniej (no dobra, bardzo mniej), pytanie: co robimy, przecież na zdjęciach nie może być bałaganu, a ja przy dwójce dzieci w domu nie dałam rady ogarnąć wszędzie tak, jakbym chciała. Poradziłyśmy sobie zwyczajnie i jestem przekonana, że wszystkie te piękne foty, jakie oglądasz w internecie powstają podobnie, albo po generalnym sprzątaniu. Jak powstały u nas? Wszelkie zbędne rzeczy (przepraszam) – jeb, jeb, jeb, z kadru, byle były poza zasięgiem obiektywu. I już. Później poukładałam je z powrotem, na mniej lub bardziej swoim miejscu.
Dlatego nie wierz w idealnie czyste wnętrza, jakie widzisz na zdjęciach. One zostały zaaranżowane specjalnie, by dobrze wyglądać. Nie mówię, że niektórzy nie mają tak czysto w domach. Ale na pewno nie mają TAK czysto w domach CAŁY CZAS. A przynajmniej nie wtedy, gdy mają dzieci 😉
Clickbait, barter i afiliacja, czyli alchemia blogowania
Blogowanie to taka trochę wiedza tajemna. Jeśli chce się przenosić swojego bloga na coraz to wyższe poziomy, TRZEBA pewne rzeczy wiedzieć. Dla początkujących blogerów jednym z ulubionych wyrażeń jest barter, czyli współpraca polegająca na otrzymywaniu produktu w zamian za pokazanie go w swoich mediach. Podobno później już współpracować barterowo nie wypada, bo się sprzedajemy za drobne, ale za grube już można. A jak grubych nikt nam dać nie chce, to zawsze możemy spróbować swoich sił na przykład w afiliacji, czyli w programach partnerskich, które polegają na umieszczaniu na swojej stronie linków do produktów. Jeśli czytelnik kupi coś za pośrednictwem takiego linku, bloger dostaje od tego prowizję (marne grosze, ale grosz do grosza…).
Żeby przyciągnąć czytelnika blogerzy kombinują jak konie pod górkę. Tutaj świetnie działają tak zwane clickbaitowe tytuły. WTF? Jakie? Pozwól, że wytłumaczę na przykładzie:
Robiąc TO zabijasz swoje dziecko każdego dnia!
Ogrom odbiorców widząc taki tytuł klika, żeby czym prędzej dowiedzieć się, czy oni też codziennie zabijają swoje dziecko. I czym, do diaska, czym?
Takie tytuły często generują viralowy ruch. Viralowy, czyli taki, jakiego życzyłby sobie każdy bloger – duży i przynoszący mnóstwo nowych odbiorców.
Uwierz mi, to tylko wierzchołek góry lodowej.
Blogowanie to styl życia
Wielu świeżych blogerów to wszystko przerasta i szybko się zniechęcają. Ale jeśli się nie zniechęcą – przepadają, tak jak ja i wielu takich jak ja 🙂 Blogowanie to nie zawód, to nie hobby. Blogowanie to styl życia. Jeśli wciągnie Cię ten świat, Twoje życie nigdy już nie będzie takie samo, za blogowaniem się tęskni, jest silnie uzależniające. I mówię to ja, ta, która zawsze pamiętniczek pisany w szkole rzucała w kąt po tygodniu. Piszę już prawie cztery lata. I będę pisać dalej, jak najdłużej się da!