Już byłam w ciąży, na pewno rozpoznam, że jestem w kolejnej. AKURAT!
Mówią, że każda ciąża jest inna. A ja, głupia, myślałam, że skoro już raz byłam w ciąży, to na pewno od razu rozpoznam, że jestem w kolejnej. Akurat! Nic bardziej mylnego. Wypatrywałam sygnałów, mini-objawów, które zaobserwowałam podczas ciąży z Majką. I co? I nico! Żaden nie nadszedł.
Gdy zaszłam w ciążę z Majką, jeszcze przed terminem spodziewanej miesiączki zauważyłam pewne zmiany w funkcjonowaniu swojego organizmu, ale dopiero później powiązałam je z ciążą. Wszystko stało się jasne w momencie zobaczenia drugiej kreski na teście.
Pierwsza dziwna rzecz, którą zauważyłam, to nienaturalne, błyszczące oczy. Serio po oczach widać ciążę! Przynajmniej czasami. Bo teraz jedyna rzecz, która błyszczała podczas mojego wypatrywania wczesnych symptomów ciąży to była deska sedesowa odbijająca się w lustrze. Moje oczy były normalne i mętne niczym najgłębsze zakamarki mojej duszy 😉
Drugim objawem ciąży, który zaobserwowałam z Majką była częsta kobieca przypadłość w postaci bardzo bolesnych piersi. To jednak mógł być też sygnał zbliżającej się miesiączki, więc na dwoje babka wróżyła. Skąd mogłam wiedzieć, że jestem w ciąży, skoro nawet się nie staraliśmy? Teraz inaczej, wyczekiwałam tego sygnału będąc przekonaną, że skoro nie bolą, to ciąży nie ma. Ha, ha, ha. Tym razem moje cycki są spokojne niczym tafla jeziora w bezwietrzny dzień. A ciąża jest i ma się całkiem nieźle!
Trzecia rzecz, która za pierwszym razem mogła zwrócić moją uwagę to częstsze wizyty w WC, szczególnie w nocy. Teraz za sprawą małej księżniczki, która wciąż nie przesypia nocek, te wizyty nie są niczym niezwykłym, bo jak nie śpię, to czasem skoczę do toalety, żeby mi się wygodniej spało do rana. No i znów niczego nie zauważyłam.
Tej ciąży nie czułam od początku. Nie miałam uczucia ciężkości w brzuchu. Nie miałam mdłości, żadnych bóli, no nic. A, przepraszam. Zauważyłam jedną rzecz, która przykuła moją uwagę i skierowała ją na ciążowe tory. Mianowicie – zaczęłam strasznie śmierdzieć! Beznadzieja, co? Jedynym początkowym objawem ciąży było to, że podczas ćwiczeń, które jeszcze wtedy były częste i intensywne, wyjątkowo nieładnie się pociłam. I może trochę bardziej przeszkadzały mi zapachy, ale kto lubi, gdy ktoś idący przed nim na ulicy zostawia za sobą cuchnącą chmurę papierochowego dymu? No nikt. Ale ciężarna chyba jeszcze bardziej, nawet, gdy jeszcze nie wie o swoim odmiennym stanie 🙂
Jedynym pewnym objawem, który kazał mi wyskoczyć do apteki po test była spóźniająca się miesiączka. Nie zdążyła się jednak spóźnić zbyt wiele, bo już po jednym dniu nie wytrzymałam. I mimo początkowej pewności, że w ciąży nie jestem (w końcu już raz byłam, to wiem, jak to jest, nie?), dzierżąc go w dłoni już wiedziałam, jaki będzie wynik. Dwie kreseczki przyjęłam z wewnętrzną pewnością, spokojem i radością.
Cieszyłam się bardzo, że ta ciąża nie daje od początku przykrych objawów. Krótko się cieszyłam, bo jak się zaczęło, to na całego, ale o tym opowiem wkrótce.
Drogie mamy, bardzo jestem ciekawa, jak to było u Was. Czy od początku czułyście, że jesteście w ciąży? Czy kolejne ciąże były inne, a może do siebie podobne? Moja historia pokazuje, że nie da się być w stu procentach pewnym po tym, co już się przeżyło. I że nie można do końca ufać swojej intuicji 😉 Dajcie znać, jak było u Was!