I ain’t your mama! – czyli dlaczego miejsce kobiety jest przy garach
'I ain’t gon’ do your laundry, I ain’t your mama!’ – kojarzycie ten wpadający w ucho kawałek?
Nie będę ci gotować cały dzień (nie jestem twoją mamą)
Nie będę ci prać (nie jestem twoją mamą)
Nie jestem twoją mamą, chłopcze (nie jestem twoją mamą)
Kiedy masz zamiar wziąć się w garść?
Nie jestem twoją mamą
Nie, nie jestem twoją mamą
Nie, nie jestem twoją mamą, nie!
Byliśmy szaleńczo zakochani
Czy moglibyśmy wrócić do poprzedniego stanu?
Kiedy zrobiłeś się taki wygodnicki?
Bo jestem zbyt dobra na to, jestem zbyt dobra na to.
Zapamiętaj to, hej!
To fragment tekstu tej piosenki. Bardzo na czasie. W końcu mamy równouprawnienie, prawda? Nosz kurwa! Krew mnie zalewa! Nie wiem, czy jestem głupia, czy staroświecka, czy umęczona a mózg mój wyprany w perwollu. Ale szlag mnie trafia jak słyszę takie teksty! Dlaczego?
Bo to właśnie kobieta – partnerka – żona – matka – od zarania dziejów zajmowała się domem. Robiły to nasze babcie i mamy. A nasze pokolenie, mam wrażenie, to plaga księżniczek domagających się wynoszenia na piedestał i pochwał za każde byle gówno, które jest ich zakichanym obowiązkiem!
Tak – obowiązkiem. Sama kiedyś miałam pseudo-feministyczne zapędy, twierdząc, że w domu podział obowiązków ma być 50:50, a facetowi korona z głowy nie spadnie jak sam będzie robił pranie i przygotowywał obiad. Jak zwykle życie zweryfikowało moje głupie pomysły i wróciłam na tor przykładnej żony – matki polki.
I jest mi z tym zajebiście dobrze, bo jestem pewna, że tak właśnie ma być! Jeśli facet pracuje od rana do nocy i utrzymuje całą rodzinę, to ma mieć wyprane, wyprasowane, posprzątane, a obiad podany pod sam nos! Jestem w stanie wyobrazić sobie sytuację, gdy obydwoje małżonkowie pracują po równo, wtedy, ok, po równo dzielą się obowiązkami w domu. Zrozumiem też nawet dłużej trwającą sytuację, gdy tego przysłowiowego obiadu nie ma, bo były ważniejsze sprawy do roboty (na przykład ogarnianie niemowlaka albo grypa żołądkowa).
Ale laska twierdząca, że jest za dobra na pranie (sorry) brudnych gaci swojego faceta – to kretynka. Niewdzięczna lala. Czy tego chcemy czy nie – rolą kobiety jest dbanie o domowe ognisko. A to dbanie to nie tylko przygotowanie romantycznej kolacji w czerwonych szpilkach. Nie tylko planowanie wspólnych wyjazdów. Nie tylko zakupy (bo, przyznaj, lubisz nawet do Biedry chodzić na shopping, nie?). To też ta druga strona medalu, czyli pranie, znienawidzone przez większość prasowanie, szorowanie kibla i wyciąganie kudłów z odpływu.
Czy mój pogląd jest odosobniony? Czy zdurniałam na starość, czy jestem za młoda (albo za głupia), żeby walczyć o równouprawnienie w domu?
Szczerze, mam to w dupie. Nie ma o co walczyć. Jestem królową na swoim podwórku. To ja rządzę w gospodarstwie domowym, będąc jednocześnie super wielofunkcyjnym sprzętem AGD w gumowych rękawiczkach i rozczochranych włosach. I tak ma być! Bo, nie, nie jestem mamą – I ain’t your mama! Jestem żoną i matką! Taką żoną, na jaką zasługuje mój mąż, ciężko pracujący facet. Taką matką, na jaką zasługuje moja najcudowniejsza córeczka. Nieidealną, ale starającą się. Sprzątającą, piorącą i gotującą. Marudzącą też! Ale szczęśliwą i znajdującą się na swoim miejscu! Bo tak ma właśnie być!
Czy w ogóle ktoś podziela moje zdanie?
(function(i,s,o,g,r,a,m){i[’GoogleAnalyticsObject’]=r;i[r]=i[r]||function(){
(i[r].q=i[r].q||[]).push(arguments)},i[r].l=1*new Date();a=s.createElement(o),
m=s.getElementsByTagName(o)[0];a.async=1;a.src=g;m.parentNode.insertBefore(a,m)
})(window,document,’script’,’https://www.google-analytics.com/analytics.js’,’ga’);
ga(’create’, 'UA-92187595-1′, 'auto’);
ga(’send’, 'pageview’);
setTimeout(“ga(‘send’, ‘event’, ‘read’, ‘20 seconds’)”,20000);